niedziela, 27 maja 2012

O złości i o tym w co chciałabym wierzyć...


27 maja 2012 r.   10.03

Wszystko pisane przy Puddle OF Mudd- "Blurry" mój ukochany kawałek sprzed dziesięciu lat :)

Niedziela, święto jakieś, a ja w pracy. Siedzę i czytam, czytam coś co wyciska z moich oczu łzy i myślę sobie „opanuj się dziewczyno, w pracy jesteś”. Ktoś wchodzi i patrzy i WIDZI! Ale nic nie mówi i chwała mu za to. Kilka minut później- kolejna osoba. Od kilku dni mam ochotę ich wszystkich pozabijać. Wykrzyczeć im prosto w te zmęczone życiem twarze, żeby wypieprzali mi sprzed oczu! Jak widzę ruchy niektórych osób to po prostu się we mnie gotuje, ta ślamazarność NOSZ KURWA! Ze złości aż mnie zaczyna mdlić a oni jeszcze zaczynają humorami walić, żenujące żarciki opowiadać. WYJDŹ CZŁOWIEKU BO CI PODERŻNĘ GARDŁO MYDŁEM! A po chwili wchodzi młody chłopak i co Weak robi? Uśmiecha się, no bo w końcu jestem Weak nie? To mówi samo przez się.

Chciałabym kiedyś wybrać się do psychologa/ psychiatry na tzw. analizę psychologiczną. Ciekawa jestem co by mi powiedział a jednocześnie trochę się boję, że od razu by mnie wsadził w kaftan i do psychiatryka :/ Dam znać jak już się wybiorę, oczywiście jeśli uda mi się nie wylądować w pokoju bez klamek.

Jestem naprawdę zdrowo popieprzoną osobą, nie znam drugiego takie świra jak ja. Puki co nie umiem tego opisać. Myślę, że kiedyś może.

Staram się, naprawdę się staram wierzyć, mieć nadzieję ale nie potrafię obniżyć pułapu. Nie po tylu latach prowadzenia marnej imitacji życia u boku osoby do której NIC nie czułam. Przeraża mnie to teraz. Zastanawiam się jak tak mogłam? Jakim cudem wierzyłam, że jakoś się ułoży, że jakoś tam będzie? Przecież my jesteśmy zupełnie innymi osobami. Totalnie! Ex jest realistą w stu procentach. Trzeźwo parzącym na świat mężczyzną mającym cele i pasje w życiu. Co sobie postanowił do tego dążył. Miał odwagę podjąć decyzję w trzydzieści sekund dwadzieścia sekund po to żeby spełnić swoje marzenia.
A ja? Zupełne jego przeciwieństwo. Wiecznie z głową w chmurach. Od zawsze słuchawki w uszach i wyimaginowany, zmyślony świat w głowie. Pieprzona marzycielka, niedojrzała gówniara. Tak mi się czasem wydaje, że zatrzymałam się kiedy miałam piętnaście lat i nie potrafię ruszyć dalej. Zmienić swoich priorytetów.  Boję się, że nie potrafię zmienić swojego myślenia, może za dużo książek we wczesnej młodości? Za dużo fantazji? Boję się, że nie będę potrafiła iść na kompromis, że nie będę umiała odstąpić od swoich oczekiwań a z drugiej strony boję się, że jak już na ten kompromis się zgodzę to znów wyląduję obok kogoś zupełnie do mnie nie pasującego, tak jak Ex.
Czy jest możliwe, że znajdę kiedyś kogoś kto będzie rozumiał mnie bez słów? Przecież ludzie nie raz mówili, że znaleźli kogoś takiego w swoim życiu. Ciężko mi w to uwierzyć… Czy będzie ktoś na czyj widok uśmiech sam wciśnie mi się na twarz? Czy będzie ktoś kto będzie się śmiał z tych samych żartów, kto widząc, że płaczę przytuli i będzie płakał razem ze mną a innym razem potrząśnie i każde się pozbierać. Czy będzie ktoś kto pozwoli dzwonić do siebie o każdej porze dnia i nocy i nawet jeśli będę to robiła co pół godziny za każdym razem odbierze? Ktoś kto widząc, że coś jest nie tak sam będzie wiedział kiedy zapytać o co chodzi a kiedy po prostu milczeć? Chyba chcę pierdolonej wróżki siedzącej w mojej głowie. Mam wrażenie, że wciąż jestem małą dziewczynką w ciele dorosłej kobiety, która potrzebuje kogoś kto się nią zaopiekuje, poprowadzi tą dobrą drogą. Kogoś kto będzie wspierał silnym ramieniem a jednocześnie będzie potrafił po prostu mówić. Mówić tak, żebym ja nie musiała się już domyślać, zgadywać, mówić co czuje, co go denerwuje, czego ode mnie chce. Kogoś kto nie odwróci się na pięcie pukając jednocześnie w czoło kiedy ja stanę na środku ulicy chowając w dłoniach twarz płacząc i  tupiąc ze złości nogą bo coś po prostu mnie zdenerwowało. Chcę kogoś kto też będzie sam z siebie chciał to robić, opiekować się mną nie dlatego, że jestem małą żałosną, nieprzystosowaną do życia dziewczynką, ale dlatego, że mój uśmiech będzie sprawiał mu radość i powodował TO właśnie ciepło w środku. Chcę kogoś kto będzie wiedział patrząc mi w oczy, że jest osobą której ufam w stu procentach, w której ręce oddaję całą siebie, całe moje życie i żeby wiedział, że odchodząc zabiera ostatni mój oddech, rozbija mnie na milion kawałków. Zabiera życie. Czy taka miłość jest możliwa? Czy to tylko zdarza się w książkach? W mojej wyobraźni? Chciałabym żeby ktoś mi powiedział, że to jest możliwe. Uwierzyłabym, gdyby znalazła się choć jedna osoba która powie, że to może się zdarzyć. Puki co chcę wierzyć, ale nie wiem czy mam w co, bo nie można wierzyć w coś co być może nie istnieje prawda?

Z jednej strony chcę być sama, wiem, że za wcześnie jeszcze na wchodzenie w jakiekolwiek nowe relacje ale to chyba samo jest w mojej naturze, że szukam, rozglądam się i patrzę. Teraz przynajmniej nie chcę iść na żywioł i brać tego co w ręce wpadnie. Staram się określić to czego chcę i chyba popadam ze skrajności w skrajność. Za dużo chcę? Za dużo wymagam? No przecież pisałam już, że jestem nienormalna. 

Jest ktoś mądry na tym świecie, kto każe nam bez względu na wszystko stawiać siebie na pierwszym miejscu, żyć zgodnie z własnym sobą, marzyć i spełniać swoje pragnienia. Wierzę, że ma rację, że to dobra droga ale bardzo trudna. Ciężko jest się nie poddawać.

Straszny chaos dzisiaj w tym tekście, samej przed sobą mi głupio ale cóż. Prawda jest, że mi ulżyło. Odleciała gdzieś ta złość, którą czułam na początku. Jednak to prawda, że jak się człowiek wygada, uwywnętrzni to mu lepiej.


sobota, 19 maja 2012

Zainspirowane komentarzem Sueno...

20 maj 2012r. 00:14

Dostałam powiadomienie na telefon o dodanym przez Ciebie komentarzu Sueno, zaczęłam go czytać i zastanawiałam się czy to nie jakaś pomyłka… okazało się, że nie, skomentowałaś coś co według mnie jest czymś zupełnie nie wartym czytania a co dopiero KOMENTOWANIA. Skończyłam czytać Twój tekst i w głowie miałam  taki natłok myśli, uczuć, taki chaos… Pierwsza SENSOWNA myśl? Poczekam, emocje opadną i dopiero Ci odpiszę, podziękuję za komentarz. Co robię w rezultacie? Otwieram Word’a, zawieszam palce nad klawiaturą i patrzę w monitor zastanawiając się jak ogarnąć to wszystko co chcę napisać :) Muszę zacząć pisać od razu pomimo tego, że ciężko sklecić sensowne zdanie bo później zapomnę to wszystko co czuję w tej chwili, uciekną mi te myśli, zwątpię i nie napiszę do Ciebie nic. Może właśnie jakieś zdawkowe „dziękuję za komentarz”. Jak widać moja (z początku miała być krótka) odpowiedź na Twój komentarz przekształciła się w kolejną notkę. Dlaczego? Zadałaś pytanie na które prędzej czy później odpowiedź umieściłabym w jakiejś następnej notce. Ale o tym później… Jeśli chodzi o Twoją siostrę to ciekawi mnie czy rozmawiałaś z nią o tym wszystkim, o tym że masz wątpliwości co do jej szczęścia. Ciekawi mnie to bo sama mam siostrę- co prawda nie rodzona ale to nie ważne. Jest starsza ode mnie o pięć lat. Była z chłopakiem jakieś czternaście lat ( tak, w mojej rodzinie ewidentnie są same długo dystansowce!!) i na mojej urodzinowej imprezie dowiedziałam się, że nie są już razem. Nawet się nie zdziwiłam bo od początku uważałam, że to nie jest facet dla Niej, nie ze względu na charakter czy coś. OGÓLNIE to nie był facet dla NIEJ! Nigdy Jej tego nie powiedziałam, nigdy nie powiedziałam Jej: „Mam wrażenie, że to nie jest TO, że nie jesteś z Nim szczęśliwa, że to nie jest miłość na którą się czeka.” Pomimo tego, że tak rzeczywiście czułam. Pytanie DLACZEGO? Dlaczego nie mówimy tego co czujemy, co widzimy, nie dzielimy się z bliskimi ludźmi swoimi spostrzeżeniami? Tzn. ja tego nie robię. Nigdy z Nią szczerze na ten temat nie porozmawiałam i teraz się zastanawiam, czy Ona tez odnosiła takie samo wrażenie patrząc na mój związek z Ex tylko nigdy nic mi nie powiedziała. Może gdyby to zrobiła, nie zabrnęłabym w tym wszystkim tak daleko. Może nie byłoby teraz problemu z mieszkaniem i całą resztą syfu. Może moje przypuszczenia, że On nie jest tym jedynym plus jej punkt widzenia pomogłoby mi podjąć tą decyzję dużo wcześniej? Może…

Co do Twojego pytania czy przeraża mnie samotność… w tej chwili myślę, że nie, nie boję się tego, że prawdopodobnie przez dłuższy czas będę sama. Chodzi tu raczej o przyzwyczajenie, że jednak przez te wszystkie lata ktoś obok mnie był, pomagał w codziennym życiu. Podwoził do sklepu gdy trzeba było zrobić ciężkie zakupy. Wyjeżdżał na stację gdy późną nocą wracałam z pracy. Był ktoś kto odpowiadał na pytania na które ja nie znałam odpowiedzi. A teraz jestem sama ze swoimi myślami, ze swoim życiem ale przecież tego chciałam i nie narzekam :)

Wiem, że w końcu przyjdzie taki czas, że zatęsknię za przytuleniem, za ciepłem dłoni, za parą oczu w które będę mogła patrzeć przez godzinę nie mówiąc przy tym ani słowa.
Myślę, że każdy człowiek który jest sam za tym prędzej czy później zatęskni, każdy chce mieć kogoś, każdy chce być kochanym. To może śmieszne, ale pisząc o tym myślę o braciach Leto- jak to faktycznie z Nimi jest. Bardzo mnie to ciekawi, są facetami po czterdziestce, żaden z Nich nie jest w stałym związku i od dawna nie był (takie moje przypuszczenia, może się mylę) czy to możliwe, że faktycznie wir pracy i tryb życia jaki prowadzą jest w stanie wyłączyć Ich uczucia i potrzebę bliskości drugiej osoby? Czy faktycznie „przyjaciółki” na jedną noc pomagają Im zagłuszyć w taki czy inny sposób pragnienia które drzemią w każdym człowieku? Ktoś pewnie by powiedział, że przecież to tylko FACECI- mają kupę kasy, są sławni i w dupie mają uczucia jak co noc to ładniejsza modelka w łóżku. Czy tak faktycznie jest? Czy facetom to wystarcza? Już abstrahując od Leto, ogólnie pisząc, czy faceci aż tak bardzo różnią się od kobiet?

Oj widzę, że totalnie odjechałam od tematów o których miałam pisać :)

W sprawie między mną a Ex… czy coś się zmieniło? Nie. Kilka dni temu zmarła mama mojej koleżanki, Ex powiedział, że mogę się z nim zabrać na pogrzeb jeśli chcę, zgodziłam się z braku perspektywy innego dojazdu… Tak więc (lubię tak pisać i będę tak pisać!) w ostatni piątek jedziemy. Przed nami jakieś 25 km drogi, niezręczną ciszę w samochodzie przerywa tylko jakaś brzdąkająca stacja radiowa (pierwsze co zrobił wsiadając do samochodu to wcisnął do odtwarzacza płytę z muzyką… MARSÓW o zgrozo którą nagrał pod moim wpływem- wyłączył zanim zdążyły minąć 3 sekundy) Jedziemy dalej, czuję, no czuję w powietrzu, że zaraz coś powie! Jesteśmy w połowie drogi i co? I słyszę kurwa:

Ex: Nadal podtrzymujesz swoją decyzję i chcesz sprzedać mieszkanie?

Ohhhh Gad! Jak ja marzyłam, żeby w tym momencie się z tego samochodu katapultować!!!

Ja: Tak i nie zmienię zdania.
Ex przyciszając radio: Co? Bo nie dosłyszałem?

Ja w myślach- no kurwa jaja sobie ze mnie robisz chyba!

Powtarzam głośniej: Tak i ja zdania nie zmienię.
Ex: Ok, to trzeba wystawić mieszkanie na sprzedaż.

No przecież kurwa WIEM!!!!

Po pogrzebie pojechał prosto do pracy mnie podrzucając na przystanek autobusowy, jak się okazało… autobus za półtorej godziny, chyba nie muszę nic więcej dodawać.
Mało tego, okazało się (tak z błahych, przyziemnych spraw) że zalewamy sąsiada mieszkającego pod nami. Sąsiad wzywa hydraulika, ten po szczegółowych oględzinach i częściowej rozbiórce pięknie ułożonych w czasie zeszłorocznego remontu płytek nic nie stwierdza. U nas wszędzie sucho, w kominie od pionu- sucho, rury nam nie przeciekają, więc ja już nie wiem skąd sąsiad ma na suficie w kiblu zacieki! Kolejna sprawa o której z Ex MUSIMY rozmawiać.

Aha no i dzisiaj wpadł do mnie do pracy pogadać właśnie o tym kiblu nieszczęsnym przy okazji przypominając, że mieszkanie trzeba wystawić na sprzedaż! A po co przyszedł do pracy jak przecież mieszkamy razem i codziennie się widujemy w domu???? JA NIE WIEM!

Jeśli chodzi o M. wczoraj właśnie cały dzień miał opis na gg „:( „ po jakimś czasie już „:((( „ a ja co? Nie, nie odezwałam się, nie napisałam ale byłam blisko. Sueno Ty nic nie zrobiłaś wtedy w swoim życiu, ja wiem już teraz, że w końcu się złamię i napiszę. Jestem tego pewna, to kwestia czasu. Teraz staram się tylko powstrzymać aż rozwiążę wszystko z Ex, jak ten cały bałagan się uspokoi a ja nabiorę dystansu. Jest możliwość, że któregoś tak zwanego „gorszego” dnia po prostu głupota weźmie górę nad rozumem i wtedy do Niego napiszę. To może stać się jutro, może stać się dzisiaj wieczorem. Może stać się każdego dnia. Takie uroki życia człowieka psychicznie rozchwianego.

P.S. Sueno dzisiaj podziękowanie dla Ciebie, zmusiłaś mnie (nieświadomie) do napisania spontanicznej odpowiedzi na Twój komentarz, która przeinaczyła się w kolejną notkę wystrzeliwując spod moich palców aż iskry szły, a bałam się, że może znów będę miała problem z napisaniem czegoś tak jak po pierwszej notce :)

Jednak mam jeszcze to COŚ, że przychodzi dzień, odpowiednia pora i literki same się składają w słowa, słowa w zdania, zdania w uczucia, uczucia w tego bloga…

piątek, 18 maja 2012

Trochę o muzyce, o miłości i strachu...


Notkę tą dedykuję Aleksandrze Zakowicz <3

Rzadko mi się to zdarza, bo przecież ja zawsze mam coś do powiedzenia ale po pierwszej notce dostałam jakieś zawiechy. Nie potrafiłam nic napisać a tak dużo chciałam przekazać. Robert dzisiaj mnie „odblokował” (no bez skojarzeń) po rozmowie z Nim i po kilku kawałkach Papa Roach od Niego dostałam weny, a że byłam w pracy a tam nie ma warunków do pisania- stwierdziłam, że napiszę notkę po powrocie do domu… Tak, do domu wróciłam, psa wyprowadziłam na spacer i co? I gówno bo wlazłam na skajpa i mnie dziewczyny rozwaliły kolejny raz! Teraz jest 23.30 a ja dopiero zaczynam tą notkę… dobra tyle o pierdołach… 

Co mnie natchnęło do pisania tego co piszę teraz? Chyba kawałek Papa Roach- "No matter what" Tak na pewno to! (w tym momencie Zako mi przeszkodziłaś! Tak właśnie teraz piszesz do mnie na FB żebym nie spała! <3) SKUP SIĘ żonaLETO! 

Ogólnie chodzi o słowa tej piosenki i o to jak odważnym człowiekiem trzeba być żeby napisać taki tekst dla osoby którą się kocha. Ja uważam, że nie trzeba do tego odwagi, trzeba po prostu kogoś bardzo kochać, szczerą i prawdziwą miłością. Kurwa no mam tyle myśli w związku z tym tekstem i piosenką a nie potrafię ich przelać. Kiedyś siadałam przed kompem i nawalałam w klawiaturę aż iskry szły a teraz się męczę. Ok wiem, że to początki, nie wiem kto będzie to czytał i chyba to mi przeszkadza w pisaniu.

Kiedyś wydawało mi się, że kochałam kogoś tak, że byłabym w stanie oddać za Tą osobę życie i nie, nie był to mój Ex. Był to Ktoś kogo poznałam przez neta, rozmawialiśmy ze sobą dwa lata, pisaliśmy do siebie listy, takie miłosne kurwa (:D) mam je do dziś! Dzwoniliśmy do siebie. Mieliśmy wtedy jakieś piętnaście lat :) Piepszone zakochane gówniarze… Przestaliśmy gadać przeze mnie. Napisałam mu, że już dłużej nie mogę z Nim rozmawiać bo za bardzo mnie to dreczy, za bardzo męczyło mnie to, że On jest tak daleko, że nie możemy się spotkać, że nie mogę Go dotknąć, czuć Go blisko. Tęskniłam! Teraz wydaje mi się to głupie- jak mogłam tęsknić za czymś czego nigdy nie doświadczyłam? Nigdy się nie spotkaliśmy więc jak mogłam tęsknić za Jego dotykiem, za oczami które nigdy na mnie nie spojrzały? Za ciepłem dłoni których nigdy nie dotknęłam? Zaraz po tym jak przestałam z Nim pisać poznałam mojego obecnego Ex o którym pisałam w poprzedniej notce. Pomógł mi zapomnieć o M. przestałam o Nim myśleć- tak mi się wtedy wydawało  tak naprawdę nigdy tak nie było. Nigdy nie wykasowałam Jego numeru z GG, mam Go na FB!! Nawet kiedyś napisałam do Niego! Dał mi swój numer telefonu, wymieniliśmy kilka popiepszonych smsów, mój Ex przeczytał te smsy przez przypadek i zrobił mi wielka awanturę- wcale się nie dziwię! Do tej pory się dziwię, że dał się przeprosić za to! Ja bym się nie dała. Wracając do M. odkąd przestaliśmy ze sobą pisać minęło dziewięć lat, w ciągu tych dziewięciu lat było wiele takich momentów kiedy Go wspominałam, kiedy czytałam listy od Niego i siłą powstrzymywałam się przed napisaniem do Niego znów! Nigdy Go nie zapomniałam, może dlatego, że to taka moja niespełniona miłość? Może gdybyśmy się spotkali okazało by się, że wcale nie jest taki zajebisty, albo, że ja nie jestem tą osobą za którą On mnie uważał. Może spotkalibyśmy się, parsknęlibyśmy sobie śmiechem w twarz i już więcej żadne z Nas by o tej drugiej osobie nie pomyślało… Tak, myślę, że to przez to, że się nie spotkaliśmy ja ciągle mam w życiu momenty, że o Nim myślę, że wydaje mi się, że za Nim tęsknię. 

Wiem, że On też kogoś miał w swoim życiu. Były jakieś Kobiety, nawet teraz chyba jest z kimś w związku, chyba jest szczęśliwy, widzę Jego zdjęcia na FB… :) To dobrze, cieszy mnie to a jednocześnie teraz, kiedy ja jestem już sama, mam taki cień nadziei, że znów z Nim porozmawiam, że może w końcu się spotkamy teraz kiedy jesteśmy dorośli i przekonam się czy to nie On czasem jest tą drugą połówką na którą czekam. Samolubna jestem wiem, On ma kogoś, być może nawet już o mnie nie myśli ale jestem w stu procentach pewna, że gdybym do Niego napisała- odpisałby mi. Korci mnie tak bardzo w tym momencie, żeby napisać do Niego… to takie proste przecież… touchpadem trochę w prawo, dwa kliknięcia i okno z jego imieniem otwarte, droga wolna… Boję się, nie wiem czego mogę się spodziewać. Boje się, że  w końcu napisze mi to co powinien już dawno, żebym dała Mu normalnie żyć, żebym przestała wpieprzać się w Jego życie kolejny raz. Że jest szczęśliwy i chce o mnie zapomnieć a ja mu na to nie pozwalam. Czasem wydaje mi się, że to chore, minęło już tyle lat a ja wciąż nie mogę ruszyć do przodu, ciągle wracam do przeszłości… czego ja chcę do cholery. Nie jestem w stanie powiedzieć, że chcę być z Nim. Żyję uczuciem piętnastolatki do chłopaka, którego nigdy nie spotkałam, żałosne. Ciekawi mnie co by napisał gdyby to przeczytał….

On był jedyną osobą w moim życiu do tej pory, której bez cienia wstydu czy skrępowania, prosto w oczy potrafiłabym powiedzieć jak bardzo Go kochałam (wtedy) teraz z resztą też, gdyby staną przede mną w tym momencie, bez chwili zażenowania mogłabym Mu opowiadać o tym jak wielkim uczuciem Go darzyłam. Dlaczego ludzie którzy są ze sobą wstydzą się mówić o swoich uczuciach? Dlaczego nie są wstanie powiedzieć drugiej osobie czegoś takiego jak w tej piosence, że byliby w stanie przyjąć za siebie pocisk jeśli do tego dojdzie, że Jego miłość do Niej lub na odwrót nigdy nie umrze? Że Ona jest dla Niego najpiękniejszą kobietą na świecie, że nie ma przystojniejszego mężczyzny od Niego. Nigdy czegoś takiego nie powiedziałam swojemu Ex, przez dziewięć lat, NIGDY. Wiem dlaczego. Dlatego, że Go nie kochałam naprawdę. Pamiętam, że gdy jeszcze z M. pisaliśmy do siebie to jemu pisałam takie rzeczy, że jest całym moim światem, że jest dla mnie wszystkim i oddałabym co tylko by ode mnie chcieli za możliwość spotkania z Nim, ale wtedy byliśmy bardzo młodzi, jesteśmy rówieśnikami więc nie było mowy żeby któregokolwiek z Nas starzy puścili 500 km w Polskę. Niestety ja nie wytrzymałam próby czasu, poddałam się i później kiedy już byliśmy starsi i mogliśmy się spotkać Nasz kontakt się urwał. A teraz jest jak jest, tak jak napisałam. Myślę, że mimo wszystko kiedyś się spotkamy, obiecałam Mu to kiedyś i chce słowa dotrzymać. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jakie to są emocje gdy o tym wszystkim piszę, całe ciało drży jak przed VyRTem dosłownie :) (kto wie co to VyRt ten wie ;))

Siedzę na łóżku z lapkiem na kolanach i patrzę w ekran, chyba za duży chaos mam  w głowie i za dużo emocji mną targa żeby napisać coś więcej z sensem. Nie wiem czy ktokolwiek z Was zrozumie coś z tego zlepku jakichś faktów, moich wspomnień i uczuć :)

Czasem widzę na gg Jego opis ze smutną emotikonką, lub jakąś smutną piosenką albo tekstem i aż zaciskam zęby żeby tylko powstrzymać się przed napisaniem do Niego. Powstrzymuję się myślę, że nie tylko dlatego, że się boję co mogę od Niego usłyszeć. Powstrzymuję się też dlatego, bo wiem, że to co się wydarzyło w moim życiu ostatnio, to że się rozstałam z Ex może mieć duży wpływ na moje zachowanie teraz. Może czuję się samotna w tej chwili i dlatego znów myślę o M.? Może chcę znaleźć u Niego pocieszenie? Zapewnienie, że Ktoś na Kim mi kiedyś bardzo zależało nadal coś do mnie czuje? Heh pierdolony wrażliwiec ze mnie, za dużo myśli, za dużo gdybania. Ciekawa jestem Waszej reakcji na co tu czytacie :)

Ok jest już pierwsza w nocy, chyba wystarczy na dzisiaj uwywnętrzniania się. 

9:51 następnego dnia:
Znów Papa Roach-" No matter what"   tylko, że akustyczna wersja… włączcie swoją wyobraźnie i powiedzcie czy potraficie sobie wyobrazić reakcję żony wokalisty kiedy gdzieś tam, któregoś dnia lub wieczoru w ich wspólnym domu On siada z gitara w ręku i zaczyna Jej grać ten kawałek, taki jeszcze surowy, niedopracowany, okrojona wersja, sam tekst plus brzdąkanie na gitarze… umiecie wyobrazić sobie Jej reakcję? Nie potrafię słuchając tego kawałka i nie myśleć o Jej reakcji…

I widzę w prawym dolnym rogu ekranu żółte słoneczko  z Twoim imieniem, jesteś znów w takim momencie jakbyś wyczuwał mój nastrój, torturujesz mnie swoją obecnością!  

Kill Hannah- „Strobe lights”, uwielbiam to "MOTHERFUCKERS" :D Świetna perkusja- od razu mam Shanna przed oczami :))
Papa Roach- "Forever" uwielbiam teledysk i ogólnie całą piosenkę.

P.S. Dzięki Robert za „odblokowanie” i za ogarnięcie tematu ze ściąganiem muzy :) ogólnie dzięki za ogarnięcie Nieogara namber łan. A! No i dzięki za Papa Roach <3

P.S.2 Zako obiecałaś komentować… tak skromnie przypominam :P 

P.S.3 Sory za błędy stylistyczne i brak ogonków przy polskich znakach, nie mam już siły tego poprawiać a tak mnie to RAZI :/