niedziela, 27 maja 2012

O złości i o tym w co chciałabym wierzyć...


27 maja 2012 r.   10.03

Wszystko pisane przy Puddle OF Mudd- "Blurry" mój ukochany kawałek sprzed dziesięciu lat :)

Niedziela, święto jakieś, a ja w pracy. Siedzę i czytam, czytam coś co wyciska z moich oczu łzy i myślę sobie „opanuj się dziewczyno, w pracy jesteś”. Ktoś wchodzi i patrzy i WIDZI! Ale nic nie mówi i chwała mu za to. Kilka minut później- kolejna osoba. Od kilku dni mam ochotę ich wszystkich pozabijać. Wykrzyczeć im prosto w te zmęczone życiem twarze, żeby wypieprzali mi sprzed oczu! Jak widzę ruchy niektórych osób to po prostu się we mnie gotuje, ta ślamazarność NOSZ KURWA! Ze złości aż mnie zaczyna mdlić a oni jeszcze zaczynają humorami walić, żenujące żarciki opowiadać. WYJDŹ CZŁOWIEKU BO CI PODERŻNĘ GARDŁO MYDŁEM! A po chwili wchodzi młody chłopak i co Weak robi? Uśmiecha się, no bo w końcu jestem Weak nie? To mówi samo przez się.

Chciałabym kiedyś wybrać się do psychologa/ psychiatry na tzw. analizę psychologiczną. Ciekawa jestem co by mi powiedział a jednocześnie trochę się boję, że od razu by mnie wsadził w kaftan i do psychiatryka :/ Dam znać jak już się wybiorę, oczywiście jeśli uda mi się nie wylądować w pokoju bez klamek.

Jestem naprawdę zdrowo popieprzoną osobą, nie znam drugiego takie świra jak ja. Puki co nie umiem tego opisać. Myślę, że kiedyś może.

Staram się, naprawdę się staram wierzyć, mieć nadzieję ale nie potrafię obniżyć pułapu. Nie po tylu latach prowadzenia marnej imitacji życia u boku osoby do której NIC nie czułam. Przeraża mnie to teraz. Zastanawiam się jak tak mogłam? Jakim cudem wierzyłam, że jakoś się ułoży, że jakoś tam będzie? Przecież my jesteśmy zupełnie innymi osobami. Totalnie! Ex jest realistą w stu procentach. Trzeźwo parzącym na świat mężczyzną mającym cele i pasje w życiu. Co sobie postanowił do tego dążył. Miał odwagę podjąć decyzję w trzydzieści sekund dwadzieścia sekund po to żeby spełnić swoje marzenia.
A ja? Zupełne jego przeciwieństwo. Wiecznie z głową w chmurach. Od zawsze słuchawki w uszach i wyimaginowany, zmyślony świat w głowie. Pieprzona marzycielka, niedojrzała gówniara. Tak mi się czasem wydaje, że zatrzymałam się kiedy miałam piętnaście lat i nie potrafię ruszyć dalej. Zmienić swoich priorytetów.  Boję się, że nie potrafię zmienić swojego myślenia, może za dużo książek we wczesnej młodości? Za dużo fantazji? Boję się, że nie będę potrafiła iść na kompromis, że nie będę umiała odstąpić od swoich oczekiwań a z drugiej strony boję się, że jak już na ten kompromis się zgodzę to znów wyląduję obok kogoś zupełnie do mnie nie pasującego, tak jak Ex.
Czy jest możliwe, że znajdę kiedyś kogoś kto będzie rozumiał mnie bez słów? Przecież ludzie nie raz mówili, że znaleźli kogoś takiego w swoim życiu. Ciężko mi w to uwierzyć… Czy będzie ktoś na czyj widok uśmiech sam wciśnie mi się na twarz? Czy będzie ktoś kto będzie się śmiał z tych samych żartów, kto widząc, że płaczę przytuli i będzie płakał razem ze mną a innym razem potrząśnie i każde się pozbierać. Czy będzie ktoś kto pozwoli dzwonić do siebie o każdej porze dnia i nocy i nawet jeśli będę to robiła co pół godziny za każdym razem odbierze? Ktoś kto widząc, że coś jest nie tak sam będzie wiedział kiedy zapytać o co chodzi a kiedy po prostu milczeć? Chyba chcę pierdolonej wróżki siedzącej w mojej głowie. Mam wrażenie, że wciąż jestem małą dziewczynką w ciele dorosłej kobiety, która potrzebuje kogoś kto się nią zaopiekuje, poprowadzi tą dobrą drogą. Kogoś kto będzie wspierał silnym ramieniem a jednocześnie będzie potrafił po prostu mówić. Mówić tak, żebym ja nie musiała się już domyślać, zgadywać, mówić co czuje, co go denerwuje, czego ode mnie chce. Kogoś kto nie odwróci się na pięcie pukając jednocześnie w czoło kiedy ja stanę na środku ulicy chowając w dłoniach twarz płacząc i  tupiąc ze złości nogą bo coś po prostu mnie zdenerwowało. Chcę kogoś kto też będzie sam z siebie chciał to robić, opiekować się mną nie dlatego, że jestem małą żałosną, nieprzystosowaną do życia dziewczynką, ale dlatego, że mój uśmiech będzie sprawiał mu radość i powodował TO właśnie ciepło w środku. Chcę kogoś kto będzie wiedział patrząc mi w oczy, że jest osobą której ufam w stu procentach, w której ręce oddaję całą siebie, całe moje życie i żeby wiedział, że odchodząc zabiera ostatni mój oddech, rozbija mnie na milion kawałków. Zabiera życie. Czy taka miłość jest możliwa? Czy to tylko zdarza się w książkach? W mojej wyobraźni? Chciałabym żeby ktoś mi powiedział, że to jest możliwe. Uwierzyłabym, gdyby znalazła się choć jedna osoba która powie, że to może się zdarzyć. Puki co chcę wierzyć, ale nie wiem czy mam w co, bo nie można wierzyć w coś co być może nie istnieje prawda?

Z jednej strony chcę być sama, wiem, że za wcześnie jeszcze na wchodzenie w jakiekolwiek nowe relacje ale to chyba samo jest w mojej naturze, że szukam, rozglądam się i patrzę. Teraz przynajmniej nie chcę iść na żywioł i brać tego co w ręce wpadnie. Staram się określić to czego chcę i chyba popadam ze skrajności w skrajność. Za dużo chcę? Za dużo wymagam? No przecież pisałam już, że jestem nienormalna. 

Jest ktoś mądry na tym świecie, kto każe nam bez względu na wszystko stawiać siebie na pierwszym miejscu, żyć zgodnie z własnym sobą, marzyć i spełniać swoje pragnienia. Wierzę, że ma rację, że to dobra droga ale bardzo trudna. Ciężko jest się nie poddawać.

Straszny chaos dzisiaj w tym tekście, samej przed sobą mi głupio ale cóż. Prawda jest, że mi ulżyło. Odleciała gdzieś ta złość, którą czułam na początku. Jednak to prawda, że jak się człowiek wygada, uwywnętrzni to mu lepiej.


5 komentarzy:

  1. Coś ty, wszystko zrozumiale wyłożyłaś. Hmm.. sama nie wiem co Ci napisać. W sumie mam podobne refleksje co do 'księcia na białym koniu'. Boję się, że skończę z kimś kogo nie będę kochać, a zrobię to tylko i wyłącznie ze strachu przed samotnością. W sumie to nie wiem co byłoby gorsze - żyć samej czy z kimś do kogo się nic nie czuje. Ale jakaś tam nadzieja gdzieś w jakimś ciemnym zakamarku mojej głowy się produkuje, że przeżyję to co w najsłodszej komedii romantycznej wszech czasów. Więc trzeba czekać, moja droga! Zobaczymy co nam los zgotuje. PS. Dodałam Cię do listy obserwowanych blogów więc powinno mi się od teraz samo wyświetlać, ale dla pewności możesz mnie powiadomić następnym razem żeby być pewną. I raczej w spamowniku, bo chciałabym żeby opinie o tym co piszę i wszystko inne było oddzielone ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na worlds-seventh-end.blogspot.com pojawił się drugi rozdział ;) zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  3. O.o.czytam twoje notki i nie wiem co powinnam ci powiedzieć. może zacznę od tego że mam podobnie. choć wszyscy wokół mnie oczekują ode mnie pewnej dojrzałości w podejmowaniu decyzji, zdecydowania, stałości (jakiejkolwiek) to ja ich ignoruję. Mam 19 lat, jestem dzieckiem, czuję się nim. mam taki problem że moja rodzina jest tak jakby "tradycyjna". najpierw studia, potem zaręczyny, ślub, dom,dziecko etc....a ja totalnie tego nie akceptuję, jestem "inna", dlatego od września zaczynam studia w innym mieście oddalonym od domu ok 300 km., we Wrocławiu. Ale odeszłam od tematu... miałam podobnie jak ty z M. ale w moim przypadku było to zauroczenie. jestem sama, lubię swoją samotność/przestrzeń/wolność ale to nie oznacza, że nie potrzebuję drugiej osoby. jestem osobą która raczej nie szuka, zawsze czekam i może to mój błąd?

    OdpowiedzUsuń
  4. Mary nie wiem czy to błąd, czasem mi się wydaje, że tak, że to błąd, że same powinnyśmy działać (bo ja odkąd rozstałam się z Ex też czekam, nie szukam ale w moim przypadku to raczej strach i zachwiana równowaga puki co). Dziękuję za komentarze i przepraszam, że dopiero teraz cokolwiek odpisuje ale... nie nie zauważyłam, że pojawił się u mnie ktoś nowy :)
    Pozdrawiam Cię ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  5. i zostanie tu długo :)
    u mnie to wynika troszkę z mojej feministycznej natury, zawsze chcę być samodzielna,jestem dumna i uparta, dlatego ciężko przyznać mi się do błędów i uczuć..:P ale strach!dokładnie to.

    OdpowiedzUsuń