Dostałam
powiadomienie na telefon o dodanym przez Ciebie komentarzu Sueno, zaczęłam go
czytać i zastanawiałam się czy to nie jakaś pomyłka… okazało się, że nie,
skomentowałaś coś co według mnie jest czymś zupełnie nie wartym czytania a co
dopiero KOMENTOWANIA. Skończyłam czytać Twój tekst i w głowie miałam taki natłok myśli, uczuć, taki chaos… Pierwsza
SENSOWNA myśl? Poczekam, emocje opadną i dopiero Ci odpiszę, podziękuję za
komentarz. Co robię w rezultacie? Otwieram Word’a, zawieszam palce nad
klawiaturą i patrzę w monitor zastanawiając się jak ogarnąć to wszystko co chcę
napisać :) Muszę zacząć pisać od razu pomimo tego, że ciężko sklecić sensowne
zdanie bo później zapomnę to wszystko co czuję w tej chwili, uciekną mi te
myśli, zwątpię i nie napiszę do Ciebie nic. Może właśnie jakieś zdawkowe
„dziękuję za komentarz”. Jak widać moja (z początku miała być krótka) odpowiedź
na Twój komentarz przekształciła się w kolejną notkę. Dlaczego? Zadałaś pytanie
na które prędzej czy później odpowiedź umieściłabym w jakiejś następnej notce.
Ale o tym później… Jeśli chodzi o Twoją siostrę to ciekawi mnie czy rozmawiałaś
z nią o tym wszystkim, o tym że masz wątpliwości co do jej szczęścia. Ciekawi
mnie to bo sama mam siostrę- co prawda nie rodzona ale to nie ważne. Jest
starsza ode mnie o pięć lat. Była z chłopakiem jakieś czternaście lat ( tak, w
mojej rodzinie ewidentnie są same długo dystansowce!!) i na mojej urodzinowej
imprezie dowiedziałam się, że nie są już razem. Nawet się nie zdziwiłam bo od
początku uważałam, że to nie jest facet dla Niej, nie ze względu na charakter
czy coś. OGÓLNIE to nie był facet dla NIEJ! Nigdy Jej tego nie powiedziałam,
nigdy nie powiedziałam Jej: „Mam wrażenie, że to nie jest TO, że nie jesteś z
Nim szczęśliwa, że to nie jest miłość na którą się czeka.” Pomimo tego, że tak
rzeczywiście czułam. Pytanie DLACZEGO? Dlaczego nie mówimy tego co czujemy, co
widzimy, nie dzielimy się z bliskimi ludźmi swoimi spostrzeżeniami? Tzn. ja
tego nie robię. Nigdy z Nią szczerze na ten temat nie porozmawiałam i teraz się
zastanawiam, czy Ona tez odnosiła takie samo wrażenie patrząc na mój związek z
Ex tylko nigdy nic mi nie powiedziała. Może gdyby to zrobiła, nie zabrnęłabym w
tym wszystkim tak daleko. Może nie byłoby teraz problemu z mieszkaniem i całą
resztą syfu. Może moje przypuszczenia, że On nie jest tym jedynym plus jej
punkt widzenia pomogłoby mi podjąć tą decyzję dużo wcześniej? Może…
Co do
Twojego pytania czy przeraża mnie samotność… w tej chwili myślę, że nie, nie
boję się tego, że prawdopodobnie przez dłuższy czas będę sama. Chodzi tu raczej
o przyzwyczajenie, że jednak przez te wszystkie lata ktoś obok mnie był,
pomagał w codziennym życiu. Podwoził do sklepu gdy trzeba było zrobić ciężkie
zakupy. Wyjeżdżał na stację gdy późną nocą wracałam z pracy. Był ktoś kto
odpowiadał na pytania na które ja nie znałam odpowiedzi. A teraz jestem sama ze
swoimi myślami, ze swoim życiem ale przecież tego chciałam i nie narzekam :)
Wiem, że w
końcu przyjdzie taki czas, że zatęsknię za przytuleniem, za ciepłem dłoni, za
parą oczu w które będę mogła patrzeć przez godzinę nie mówiąc przy tym ani
słowa.
Myślę, że każdy
człowiek który jest sam za tym prędzej czy później zatęskni, każdy chce mieć
kogoś, każdy chce być kochanym. To może śmieszne, ale pisząc o tym myślę o braciach
Leto- jak to faktycznie z Nimi jest. Bardzo mnie to ciekawi, są facetami po
czterdziestce, żaden z Nich nie jest w stałym związku i od dawna nie był (takie
moje przypuszczenia, może się mylę) czy to możliwe, że faktycznie wir pracy i
tryb życia jaki prowadzą jest w stanie wyłączyć Ich uczucia i potrzebę
bliskości drugiej osoby? Czy faktycznie „przyjaciółki” na jedną noc pomagają Im
zagłuszyć w taki czy inny sposób pragnienia które drzemią w każdym człowieku?
Ktoś pewnie by powiedział, że przecież to tylko FACECI- mają kupę kasy, są
sławni i w dupie mają uczucia jak co noc to ładniejsza modelka w łóżku. Czy tak
faktycznie jest? Czy facetom to wystarcza? Już abstrahując od Leto, ogólnie
pisząc, czy faceci aż tak bardzo różnią się od kobiet?
Oj widzę, że
totalnie odjechałam od tematów o których miałam pisać :)
W sprawie
między mną a Ex… czy coś się zmieniło? Nie. Kilka dni temu zmarła mama mojej
koleżanki, Ex powiedział, że mogę się z nim zabrać na pogrzeb jeśli chcę,
zgodziłam się z braku perspektywy innego dojazdu… Tak więc (lubię tak pisać i
będę tak pisać!) w ostatni piątek jedziemy. Przed nami jakieś 25 km drogi,
niezręczną ciszę w samochodzie przerywa tylko jakaś brzdąkająca stacja radiowa
(pierwsze co zrobił wsiadając do samochodu to wcisnął do odtwarzacza płytę z
muzyką… MARSÓW o zgrozo którą nagrał pod moim wpływem- wyłączył zanim zdążyły
minąć 3 sekundy) Jedziemy dalej, czuję, no czuję w powietrzu, że zaraz coś
powie! Jesteśmy w połowie drogi i co? I słyszę kurwa:
Ex: Nadal
podtrzymujesz swoją decyzję i chcesz sprzedać mieszkanie?
Ohhhh Gad!
Jak ja marzyłam, żeby w tym momencie się z tego samochodu katapultować!!!
Ja: Tak i
nie zmienię zdania.
Ex
przyciszając radio: Co? Bo nie dosłyszałem?
Ja w
myślach- no kurwa jaja sobie ze mnie robisz chyba!
Powtarzam
głośniej: Tak i ja zdania nie zmienię.
Ex: Ok, to
trzeba wystawić mieszkanie na sprzedaż.
No przecież
kurwa WIEM!!!!
Po pogrzebie
pojechał prosto do pracy mnie podrzucając na przystanek autobusowy, jak się
okazało… autobus za półtorej godziny, chyba nie muszę nic więcej dodawać.
Mało tego,
okazało się (tak z błahych, przyziemnych spraw) że zalewamy sąsiada
mieszkającego pod nami. Sąsiad wzywa hydraulika, ten po szczegółowych
oględzinach i częściowej rozbiórce pięknie ułożonych w czasie zeszłorocznego
remontu płytek nic nie stwierdza. U nas wszędzie sucho, w kominie od pionu-
sucho, rury nam nie przeciekają, więc ja już nie wiem skąd sąsiad ma na suficie
w kiblu zacieki! Kolejna sprawa o której z Ex MUSIMY rozmawiać.
Aha no i
dzisiaj wpadł do mnie do pracy pogadać właśnie o tym kiblu nieszczęsnym przy
okazji przypominając, że mieszkanie trzeba wystawić na sprzedaż! A po co
przyszedł do pracy jak przecież mieszkamy razem i codziennie się widujemy w
domu???? JA NIE WIEM!
Jeśli chodzi
o M. wczoraj właśnie cały dzień miał opis na gg „:( „ po jakimś czasie już
„:((( „ a ja co? Nie, nie odezwałam się, nie napisałam ale byłam blisko. Sueno
Ty nic nie zrobiłaś wtedy w swoim życiu, ja wiem już teraz, że w końcu się
złamię i napiszę. Jestem tego pewna, to kwestia czasu. Teraz staram się tylko
powstrzymać aż rozwiążę wszystko z Ex, jak ten cały bałagan się uspokoi a ja
nabiorę dystansu. Jest możliwość, że któregoś tak zwanego „gorszego” dnia po
prostu głupota weźmie górę nad rozumem i wtedy do Niego napiszę. To może stać
się jutro, może stać się dzisiaj wieczorem. Może stać się każdego dnia. Takie
uroki życia człowieka psychicznie rozchwianego.
P.S. Sueno
dzisiaj podziękowanie dla Ciebie, zmusiłaś mnie (nieświadomie) do napisania
spontanicznej odpowiedzi na Twój komentarz, która przeinaczyła się w kolejną
notkę wystrzeliwując spod moich palców aż iskry szły, a bałam się, że może znów
będę miała problem z napisaniem czegoś tak jak po pierwszej notce :)
Jednak mam
jeszcze to COŚ, że przychodzi dzień, odpowiednia pora i literki same się
składają w słowa, słowa w zdania, zdania w uczucia, uczucia w tego bloga…
Przeczytałam już w nocy ale nie miałam sił skomentować ;p Wiesz, jeśli uważasz że będziesz patrzyła na sprawę z M. z dystansem to krzyżyk na drogę - trzymam kciuki. A nóż widelec Wam coś wyjdzie. Co do mojej siostry to nie, to nie jest możliwe, żebym z nią porozmawiała. Ona jest zbyt delikatna i zbyt przejmuje się takimi rzeczami. Od razu mnie oskarży że go nie lubię i będzie dupa blada. Mam wrażenie że właśnie dlatego ona tak strasznie chciała dziecka. Żeby mieć kogo kochać. No ale nie wiem co w niej siedzi, mam szczerą nadzieję, że w tym co myślę nie ma źdźbła prawdy.
OdpowiedzUsuńA myślisz, że Ex chce do Ciebie wrócić? Jak robi Ci takie niespodziewane wizyty w pracy itp, w sumie wciąż macie kontakt. Chyba jest trochę niezręcznie. No ale musisz przez to wszystko przejść-ułożyć wszystkie sprawy i będziesz miała spokój ;)
PS. Walnął mnie zaszczyt że się przyczyniłam do tej notki!;D
Na sprawę z M. nigdy nie parzyłam z dystansem, teraz też na pewno nie umiem tego zrobić i wątpię żebym kiedykolwiek umiała. To dziwne jak Jego osoba (nieświadomie) wpływa destrukcyjnie na moje obiektywne i racjonalne myślenie. Mam wrażenie, że wszystko co dotyczy M.- moje myśli, uczucia do Niego, wspomnienia z przeszłości są całkowitym spontanem, czymś czego nie mogę zamknąć w jakiekolwiek „ramy”, „granice”… nie wiem czy rozumiesz co mam na myśli. Coś właśnie sprawia, że nie potrafię się zdystansować do tego wszystkiego. Tak, to jest ewidentnie chora część mojego życia od której nie mogę się uwolnić, myślę, że M. odkąd Go poznałam jest swego rodzaju trucizną, która wciąż gdzieś tam we mnie płynie i sączy się delikatnie żeby móc przypomnieć o sobie w takich chwilach jak ta teraz, kiedy jestem sama z totalnym chaosem w głowie.
UsuńBiedny M.- pewnie się przerazi jak to wszystko kiedyś przeczyta i uzna mnie za skończonego wariata :).
Jeśli chodzi o Twoją siostrę, faktycznie ciężka sprawa. Z jednej strony jako siostra powinnaś Ją wspierać w podjętych decyzjach i nie wtrącać się w Jej osobiste życie, ale z drugiej strony ciężko jest nie mówić o swoich obawach z czystej troski. Ewidentnie przedstawienie Jej Twojego zdania na temat Jej męża itd. jest ryzykowne skoro Siostra jest wrażliwa na krytykę, Możliwości są dwie: albo się wkurzy i będzie miała do Ciebie żal, albo podziękuje Ci za szczerość i może podejmie się walki o prawdziwe szczęście? Chociaż patrząc na to, że zdecydowała się na dziecko to chyba pogodziła się z tym, że to ze swoim mężem spędzi resztę życia bez względu na wszystko. Ta pierwsza wersja wydaje mi się bardziej prawdopodobna niestety. A może się mylimy? Może tylko takie wrażenie sprawia Twoja siostra a tak naprawdę wszystko jest w porządku :) Tego jej życzę.
Ex na pewno chciał do mnie wrócić, nawet mi to powiedział niedługo po tym jak postawiłam sprawę jasno. Teraz nie wiem czy jeszcze tego chce ale myślę, że gdybym powiedziała mu żebyśmy spróbowali jeszcze raz to by się zgodził, zgodził by się bo wiem, że On naprawdę mnie kochał, może nadal kocha. Być może już dotarło do Niego, że to koniec, może się z tym pogodził. Nie wiem bo nie rozmawiamy na ten temat już, ku mojej uldze. Nie będę ukrywać, że boję się takiej rozmowy, to dziecinne i niedojrzałe ale wolałabym nie musieć rozmawiać z Nim już na ten temat nigdy więcej. Wiem, że On cierpi a ja nie chcę na to patrzeć. Wiem, że to ja mu sprawiam ten ból, ale gorzej byłoby gdybym z Nim została wbrew sobie, wtedy skrzywdziłabym Go jeszcze bardziej. Nie można żyć w kłamstwie, nie można budować życia i przyszłości na złudzeniach. Nie byłby ze mną szczęśliwy gdybym ja nie była szczęśliwa z Nim… nie da się tak po prostu. To wszystko jest cholernie trudne pomimo tego, że jestem pewna na sto procent, że dobrze robię. I tak, masz rację jest totalnie niezręcznie! Codziennie mijamy się w łazience, w kuchni, oboje jesteśmy dla siebie "mili" już nie ma awantur tak jak na początku, ale On czuje że ja jestem obojętna, że już nie obchodzi mnie to czy wróci do domu na noc. Gdzie jest i co robi. Męczy mnie to wszystko bo jednak jakieś tam wyrzuty sumienia mam, nie jestem przecież potworem ale staram się już o tym wszystkim nie myśleć i nie zadręczać się. Dobrze robię i tego muszę się trzymać.
Znów się rozpisałam jak w kolejnej notce :) Trochę chyba za bardzo Ci się wyżaliłam ale co tam. W końcu to mój blog i po to tu jest żeby zbierać moje smuty tak czy nie? :)
Pozdrawiam i liczę na to, że szybko dostanę powiadomienie o kolejnym rozdziale u Ciebie.
Nie wiem czy chciałaś abym Cię powiadomiła, w każdym razie dodałam pierwszy odcinek na worlds-seventh-end.blogspot.com ;)
OdpowiedzUsuń