sobota, 19 maja 2012

Zainspirowane komentarzem Sueno...

20 maj 2012r. 00:14

Dostałam powiadomienie na telefon o dodanym przez Ciebie komentarzu Sueno, zaczęłam go czytać i zastanawiałam się czy to nie jakaś pomyłka… okazało się, że nie, skomentowałaś coś co według mnie jest czymś zupełnie nie wartym czytania a co dopiero KOMENTOWANIA. Skończyłam czytać Twój tekst i w głowie miałam  taki natłok myśli, uczuć, taki chaos… Pierwsza SENSOWNA myśl? Poczekam, emocje opadną i dopiero Ci odpiszę, podziękuję za komentarz. Co robię w rezultacie? Otwieram Word’a, zawieszam palce nad klawiaturą i patrzę w monitor zastanawiając się jak ogarnąć to wszystko co chcę napisać :) Muszę zacząć pisać od razu pomimo tego, że ciężko sklecić sensowne zdanie bo później zapomnę to wszystko co czuję w tej chwili, uciekną mi te myśli, zwątpię i nie napiszę do Ciebie nic. Może właśnie jakieś zdawkowe „dziękuję za komentarz”. Jak widać moja (z początku miała być krótka) odpowiedź na Twój komentarz przekształciła się w kolejną notkę. Dlaczego? Zadałaś pytanie na które prędzej czy później odpowiedź umieściłabym w jakiejś następnej notce. Ale o tym później… Jeśli chodzi o Twoją siostrę to ciekawi mnie czy rozmawiałaś z nią o tym wszystkim, o tym że masz wątpliwości co do jej szczęścia. Ciekawi mnie to bo sama mam siostrę- co prawda nie rodzona ale to nie ważne. Jest starsza ode mnie o pięć lat. Była z chłopakiem jakieś czternaście lat ( tak, w mojej rodzinie ewidentnie są same długo dystansowce!!) i na mojej urodzinowej imprezie dowiedziałam się, że nie są już razem. Nawet się nie zdziwiłam bo od początku uważałam, że to nie jest facet dla Niej, nie ze względu na charakter czy coś. OGÓLNIE to nie był facet dla NIEJ! Nigdy Jej tego nie powiedziałam, nigdy nie powiedziałam Jej: „Mam wrażenie, że to nie jest TO, że nie jesteś z Nim szczęśliwa, że to nie jest miłość na którą się czeka.” Pomimo tego, że tak rzeczywiście czułam. Pytanie DLACZEGO? Dlaczego nie mówimy tego co czujemy, co widzimy, nie dzielimy się z bliskimi ludźmi swoimi spostrzeżeniami? Tzn. ja tego nie robię. Nigdy z Nią szczerze na ten temat nie porozmawiałam i teraz się zastanawiam, czy Ona tez odnosiła takie samo wrażenie patrząc na mój związek z Ex tylko nigdy nic mi nie powiedziała. Może gdyby to zrobiła, nie zabrnęłabym w tym wszystkim tak daleko. Może nie byłoby teraz problemu z mieszkaniem i całą resztą syfu. Może moje przypuszczenia, że On nie jest tym jedynym plus jej punkt widzenia pomogłoby mi podjąć tą decyzję dużo wcześniej? Może…

Co do Twojego pytania czy przeraża mnie samotność… w tej chwili myślę, że nie, nie boję się tego, że prawdopodobnie przez dłuższy czas będę sama. Chodzi tu raczej o przyzwyczajenie, że jednak przez te wszystkie lata ktoś obok mnie był, pomagał w codziennym życiu. Podwoził do sklepu gdy trzeba było zrobić ciężkie zakupy. Wyjeżdżał na stację gdy późną nocą wracałam z pracy. Był ktoś kto odpowiadał na pytania na które ja nie znałam odpowiedzi. A teraz jestem sama ze swoimi myślami, ze swoim życiem ale przecież tego chciałam i nie narzekam :)

Wiem, że w końcu przyjdzie taki czas, że zatęsknię za przytuleniem, za ciepłem dłoni, za parą oczu w które będę mogła patrzeć przez godzinę nie mówiąc przy tym ani słowa.
Myślę, że każdy człowiek który jest sam za tym prędzej czy później zatęskni, każdy chce mieć kogoś, każdy chce być kochanym. To może śmieszne, ale pisząc o tym myślę o braciach Leto- jak to faktycznie z Nimi jest. Bardzo mnie to ciekawi, są facetami po czterdziestce, żaden z Nich nie jest w stałym związku i od dawna nie był (takie moje przypuszczenia, może się mylę) czy to możliwe, że faktycznie wir pracy i tryb życia jaki prowadzą jest w stanie wyłączyć Ich uczucia i potrzebę bliskości drugiej osoby? Czy faktycznie „przyjaciółki” na jedną noc pomagają Im zagłuszyć w taki czy inny sposób pragnienia które drzemią w każdym człowieku? Ktoś pewnie by powiedział, że przecież to tylko FACECI- mają kupę kasy, są sławni i w dupie mają uczucia jak co noc to ładniejsza modelka w łóżku. Czy tak faktycznie jest? Czy facetom to wystarcza? Już abstrahując od Leto, ogólnie pisząc, czy faceci aż tak bardzo różnią się od kobiet?

Oj widzę, że totalnie odjechałam od tematów o których miałam pisać :)

W sprawie między mną a Ex… czy coś się zmieniło? Nie. Kilka dni temu zmarła mama mojej koleżanki, Ex powiedział, że mogę się z nim zabrać na pogrzeb jeśli chcę, zgodziłam się z braku perspektywy innego dojazdu… Tak więc (lubię tak pisać i będę tak pisać!) w ostatni piątek jedziemy. Przed nami jakieś 25 km drogi, niezręczną ciszę w samochodzie przerywa tylko jakaś brzdąkająca stacja radiowa (pierwsze co zrobił wsiadając do samochodu to wcisnął do odtwarzacza płytę z muzyką… MARSÓW o zgrozo którą nagrał pod moim wpływem- wyłączył zanim zdążyły minąć 3 sekundy) Jedziemy dalej, czuję, no czuję w powietrzu, że zaraz coś powie! Jesteśmy w połowie drogi i co? I słyszę kurwa:

Ex: Nadal podtrzymujesz swoją decyzję i chcesz sprzedać mieszkanie?

Ohhhh Gad! Jak ja marzyłam, żeby w tym momencie się z tego samochodu katapultować!!!

Ja: Tak i nie zmienię zdania.
Ex przyciszając radio: Co? Bo nie dosłyszałem?

Ja w myślach- no kurwa jaja sobie ze mnie robisz chyba!

Powtarzam głośniej: Tak i ja zdania nie zmienię.
Ex: Ok, to trzeba wystawić mieszkanie na sprzedaż.

No przecież kurwa WIEM!!!!

Po pogrzebie pojechał prosto do pracy mnie podrzucając na przystanek autobusowy, jak się okazało… autobus za półtorej godziny, chyba nie muszę nic więcej dodawać.
Mało tego, okazało się (tak z błahych, przyziemnych spraw) że zalewamy sąsiada mieszkającego pod nami. Sąsiad wzywa hydraulika, ten po szczegółowych oględzinach i częściowej rozbiórce pięknie ułożonych w czasie zeszłorocznego remontu płytek nic nie stwierdza. U nas wszędzie sucho, w kominie od pionu- sucho, rury nam nie przeciekają, więc ja już nie wiem skąd sąsiad ma na suficie w kiblu zacieki! Kolejna sprawa o której z Ex MUSIMY rozmawiać.

Aha no i dzisiaj wpadł do mnie do pracy pogadać właśnie o tym kiblu nieszczęsnym przy okazji przypominając, że mieszkanie trzeba wystawić na sprzedaż! A po co przyszedł do pracy jak przecież mieszkamy razem i codziennie się widujemy w domu???? JA NIE WIEM!

Jeśli chodzi o M. wczoraj właśnie cały dzień miał opis na gg „:( „ po jakimś czasie już „:((( „ a ja co? Nie, nie odezwałam się, nie napisałam ale byłam blisko. Sueno Ty nic nie zrobiłaś wtedy w swoim życiu, ja wiem już teraz, że w końcu się złamię i napiszę. Jestem tego pewna, to kwestia czasu. Teraz staram się tylko powstrzymać aż rozwiążę wszystko z Ex, jak ten cały bałagan się uspokoi a ja nabiorę dystansu. Jest możliwość, że któregoś tak zwanego „gorszego” dnia po prostu głupota weźmie górę nad rozumem i wtedy do Niego napiszę. To może stać się jutro, może stać się dzisiaj wieczorem. Może stać się każdego dnia. Takie uroki życia człowieka psychicznie rozchwianego.

P.S. Sueno dzisiaj podziękowanie dla Ciebie, zmusiłaś mnie (nieświadomie) do napisania spontanicznej odpowiedzi na Twój komentarz, która przeinaczyła się w kolejną notkę wystrzeliwując spod moich palców aż iskry szły, a bałam się, że może znów będę miała problem z napisaniem czegoś tak jak po pierwszej notce :)

Jednak mam jeszcze to COŚ, że przychodzi dzień, odpowiednia pora i literki same się składają w słowa, słowa w zdania, zdania w uczucia, uczucia w tego bloga…

3 komentarze:

  1. Przeczytałam już w nocy ale nie miałam sił skomentować ;p Wiesz, jeśli uważasz że będziesz patrzyła na sprawę z M. z dystansem to krzyżyk na drogę - trzymam kciuki. A nóż widelec Wam coś wyjdzie. Co do mojej siostry to nie, to nie jest możliwe, żebym z nią porozmawiała. Ona jest zbyt delikatna i zbyt przejmuje się takimi rzeczami. Od razu mnie oskarży że go nie lubię i będzie dupa blada. Mam wrażenie że właśnie dlatego ona tak strasznie chciała dziecka. Żeby mieć kogo kochać. No ale nie wiem co w niej siedzi, mam szczerą nadzieję, że w tym co myślę nie ma źdźbła prawdy.
    A myślisz, że Ex chce do Ciebie wrócić? Jak robi Ci takie niespodziewane wizyty w pracy itp, w sumie wciąż macie kontakt. Chyba jest trochę niezręcznie. No ale musisz przez to wszystko przejść-ułożyć wszystkie sprawy i będziesz miała spokój ;)
    PS. Walnął mnie zaszczyt że się przyczyniłam do tej notki!;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na sprawę z M. nigdy nie parzyłam z dystansem, teraz też na pewno nie umiem tego zrobić i wątpię żebym kiedykolwiek umiała. To dziwne jak Jego osoba (nieświadomie) wpływa destrukcyjnie na moje obiektywne i racjonalne myślenie. Mam wrażenie, że wszystko co dotyczy M.- moje myśli, uczucia do Niego, wspomnienia z przeszłości są całkowitym spontanem, czymś czego nie mogę zamknąć w jakiekolwiek „ramy”, „granice”… nie wiem czy rozumiesz co mam na myśli. Coś właśnie sprawia, że nie potrafię się zdystansować do tego wszystkiego. Tak, to jest ewidentnie chora część mojego życia od której nie mogę się uwolnić, myślę, że M. odkąd Go poznałam jest swego rodzaju trucizną, która wciąż gdzieś tam we mnie płynie i sączy się delikatnie żeby móc przypomnieć o sobie w takich chwilach jak ta teraz, kiedy jestem sama z totalnym chaosem w głowie.

      Biedny M.- pewnie się przerazi jak to wszystko kiedyś przeczyta i uzna mnie za skończonego wariata :).

      Jeśli chodzi o Twoją siostrę, faktycznie ciężka sprawa. Z jednej strony jako siostra powinnaś Ją wspierać w podjętych decyzjach i nie wtrącać się w Jej osobiste życie, ale z drugiej strony ciężko jest nie mówić o swoich obawach z czystej troski. Ewidentnie przedstawienie Jej Twojego zdania na temat Jej męża itd. jest ryzykowne skoro Siostra jest wrażliwa na krytykę, Możliwości są dwie: albo się wkurzy i będzie miała do Ciebie żal, albo podziękuje Ci za szczerość i może podejmie się walki o prawdziwe szczęście? Chociaż patrząc na to, że zdecydowała się na dziecko to chyba pogodziła się z tym, że to ze swoim mężem spędzi resztę życia bez względu na wszystko. Ta pierwsza wersja wydaje mi się bardziej prawdopodobna niestety. A może się mylimy? Może tylko takie wrażenie sprawia Twoja siostra a tak naprawdę wszystko jest w porządku :) Tego jej życzę.

      Ex na pewno chciał do mnie wrócić, nawet mi to powiedział niedługo po tym jak postawiłam sprawę jasno. Teraz nie wiem czy jeszcze tego chce ale myślę, że gdybym powiedziała mu żebyśmy spróbowali jeszcze raz to by się zgodził, zgodził by się bo wiem, że On naprawdę mnie kochał, może nadal kocha. Być może już dotarło do Niego, że to koniec, może się z tym pogodził. Nie wiem bo nie rozmawiamy na ten temat już, ku mojej uldze. Nie będę ukrywać, że boję się takiej rozmowy, to dziecinne i niedojrzałe ale wolałabym nie musieć rozmawiać z Nim już na ten temat nigdy więcej. Wiem, że On cierpi a ja nie chcę na to patrzeć. Wiem, że to ja mu sprawiam ten ból, ale gorzej byłoby gdybym z Nim została wbrew sobie, wtedy skrzywdziłabym Go jeszcze bardziej. Nie można żyć w kłamstwie, nie można budować życia i przyszłości na złudzeniach. Nie byłby ze mną szczęśliwy gdybym ja nie była szczęśliwa z Nim… nie da się tak po prostu. To wszystko jest cholernie trudne pomimo tego, że jestem pewna na sto procent, że dobrze robię. I tak, masz rację jest totalnie niezręcznie! Codziennie mijamy się w łazience, w kuchni, oboje jesteśmy dla siebie "mili" już nie ma awantur tak jak na początku, ale On czuje że ja jestem obojętna, że już nie obchodzi mnie to czy wróci do domu na noc. Gdzie jest i co robi. Męczy mnie to wszystko bo jednak jakieś tam wyrzuty sumienia mam, nie jestem przecież potworem ale staram się już o tym wszystkim nie myśleć i nie zadręczać się. Dobrze robię i tego muszę się trzymać.

      Znów się rozpisałam jak w kolejnej notce :) Trochę chyba za bardzo Ci się wyżaliłam ale co tam. W końcu to mój blog i po to tu jest żeby zbierać moje smuty tak czy nie? :)

      Pozdrawiam i liczę na to, że szybko dostanę powiadomienie o kolejnym rozdziale u Ciebie.

      Usuń
  2. Nie wiem czy chciałaś abym Cię powiadomiła, w każdym razie dodałam pierwszy odcinek na worlds-seventh-end.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń