środa, 3 października 2012

'I promise You...'

21.16



Piszę, kasuję, piszę od nowa i znów kasuję. Tak non stop od kilkunastu dni.  Tylko siedzę i wzdycham i eham bo czuję a nie potrafię tego ubrać w słowa i wyrzucić z siebie a nie mogę już dłużej czekać! Musze o tym pisać, mówić, wywalić to bo czuję się jak tykająca bomba.
I teraz najlepsze bo za chwilę czuję się jak wyprana kompletnie z emocji i uczuć. Nie chce mi się wychodzić z łóżka, a w pracy nie mogę usiedzieć na dupie tylko chodzę w tę i z powrotem.  Kojarzycie te sceny rodem z ckliwego dramatu kiedy jakaś emocjonalnie rozchwiana osoba siedzi na krześle i tępo gapi się przez okno? Myślę, że często teraz tak właśnie wyglądam. Czasem łapię się na tym, że ‘budzę się’ z zawieszki tylko dlatego, że zęby mnie bolą od zaciskania szczęki.
Mam otwartego laptopa, worda, piszę tą notkę, słuchawki-  w uszach gra mi ‘Praying…’ z linku na górze i zamiast pisać łapię się na tym, że patrzę w wyciszony telewizor ustawiony na kanale MTV Rock, gdzie leci coś, nawet nie wiem co… Eminem do chuja!!!

Czuję się pusta w środku, mam ochotę położyć się gdziekolwiek z muzyką w uszach i leżeć, leżeć, leżeć aż się to wszystko skończy. W rzadkich momentach kiedy mam przebłyski świadomości ‘normalnego’ człowieka myślę, że chyba mam depresję i to jakieś już dość zaawansowane stadium. Myślę, że mam depresję lub coś w tym rodzaju od chwili kiedy pierwszy raz pomyślałam o samobójstwie tzn. ten drugi pierwszy raz, nie ten kilkanaście lat temu, tylko ten na początku tego roku. Mimo tego, że od tamtego czasu dużo się zmieniło, przeżyłam najpiękniejsze chwile w swoim życiu to nadal we mnie siedzi, bo to podobno choroba nie? Tak, myślę, że to to. Coś zatruło mi umysł i koniec. Ale ja już nie mam siły z tym walczyć, ile można? Powiecie, że dopóki jest nadzieja…
 Nie ma jej już.

Zakochałam się. Zakochałam się na zabój i oddałabym mu wszystko co tylko by chciał. Wszystko bez mrugnięcia okiem, tyle że On nie chce. Za każdym razem kiedy dzwoni mój telefon, za każdym razem kiedy słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości serce zaczyna mi bić tak szybko i mocno, że to aż fizycznie niemożliwe. Za każdym razem biję się sama ze sobą czy spojrzeć na telefon, czy pozwolić mu dzwonić i delektować się nadzieją, że może to On… tylko, że to nigdy nie jest On. Skończyły się słodkie smsy, skończyły się telefony co wieczór, skończyły się nawet rozmowy na gadu. Ostatni raz rozmawialiśmy przez telefon kiedy ja zadzwoniłam, ostatni raz to ja wysłałam mu smsa, w którym napisałam, że się w Nim zakochałam, no i żeby być szczerą i sprawiedliwą dodam, że przedostatniego smsa też wysłałam ja pisząc, że tęsknię. Ostatni raz kiedy rozmawialiśmy na gg zapytałam co się stało bo miał kiepski opis… nie dowiedziałam się bo nie odpisał. Poniżające, upokarzające, czy tylko mi się tak wydaje?  Może dramatyzuję hmm? Mimo tego wszystkiego błagałabym Go na kolanach gdyby tylko mi powiedział, że tego właśnie ode mnie chce. Ale On nie chce, a ja już upadłam chyba na samo dno. W życiu nie pomyślałam, że coś może boleć tak bardzo. To jest autentyczny, odczuwalny fizycznie ból. W środku, tak jakby ktoś założył mi wielką, metalową obręcz na klatce piersiowej, tuż pod skórą i ją zaciskał.
Mówiłam, że będą banały i są!

Wiem, że za dużo myślę, za dużo analizuję. Wielu ludzi mi to mówiło, M. też mi to powiedział. Nic na to nie poradzę, taka byłam zawsze i nie umiem tego zmienić, to jest najbardziej autodestrukcyjna rzecz we mnie. To coś jak rak w organizmie, powoduje że człowiek sam siebie dręczy i zjada od środka. Czasem mi się udaje to wyłączyć ale tylko na chwilę. Udało mi się nie myśleć i nie rozkładać wszystkiego na czynniki pierwsze kiedy byłam z Nim. Teraz nie jestem i myślę i przetwarzam i zastanawiam się. 

Po co mnie pocałował? Dlaczego powiedział, że mnie kocha? Tylko dlatego, że oboje byliśmy pijani… w łóżku? Po co dał mi nadzieję? Przychodzą mi do głowy myśli, że dlatego bo jest typowym facetem, który powie wszystko byleby tylko dostać to czego chce. Nie wierzę w to. Może Go w tej chwili idealizuję, może kierują mną uczucia, które sprawiają, że jestem ślepa i wierzę w to w co chcę wierzyć, ale na pewno nie wierzę w to, że M. jest takim (nie przebierając w słowach) chujem. Tylko wciąż zostaje pytanie po co to wszystko? Czy zrobił to nieświadomie? Nie zdawał sobie sprawy, że tak to się może skończyć? Musiał zdawać sobie z tego sprawę bo sama mu o tym pisałam,  że boję się za bardzo zbliżyć bo później ja wrócę i będę tęsknić a On przecież ma tam swoje życie i taki mały szczególik w formie dziewczyny.

Oszalałam. 

Zawsze tak jest, kiedy jest źle. Ex przychodzi i pokazuje mi rachunek do zapłaty w ramach odszkodowania za zalanie sąsiadów a ja to pierdolę. W pracy problemy, z dnia na dzień mogę skończyć bez pracy pomimo ‘bliskiej znajomości’ z szefową- pierdolę to.
Sama siebie nie poznaję, mam ochotę położyć się i nie wstać. I niech nikt się nie waży napisać, że będzie dobrze!

Jestem popieprzoną wariatką.

P.S. Podejrzewam, że coś jeszcze dopiszę, edytuję tą notkę bo to jeszcze nie wszystko... 

Dopisane 4 października  16.22



Udało mi się wczoraj trochę popłakać. Czy mi ulżyło? Nie, ale uspokoiłam się trochę. Mam chyba taki zakodowany schemat, piszę coś pod wpływem emocji, jak jestem zła, nieszczęśliwa, wyrzucam z siebie cały syf a później się uspokajam i dopisuję to o czym zapomniałam przyćmiona emocjami.

Trochę niezręcznie mi o tym pisać, ale miało być szczerze i o wszystkim…

Nigdy nie byłam kochaną córeczką mamusi. Odkąd zaczęłam dorastać nasze relacje nie wyglądały tak jak powinny. Moja mama miała ciężkie dzieciństwo i wiem, że to dlatego była taka jaka była czyli bardzo wymagająca, nieskora do okazywania uczuć. Może wtedy za nic na świecie bym się do tego nie przyznała ale teraz widzę, że brakowało mi tego. Przytulenia, możliwości porozmawiania o wszystkim. Miała twardy charakter, była bardzo ambitna, i taka do bólu racjonalna. A ja jestem zupełnie inna od niej, choć teraz widzę sporo cech, które odziedziczyłam. Do rzeczy bo zaczynam plątać.
Nigdy nie byłam pilnym uczniem w szkole, co mamusię moją wkurwiało niesamowicie. Wiecznie pały z matematyki… Nigdy w życiu nie zapomnę tej sytuacji. Któregoś dnia, klasówka z biologii, całkowicie ją zwaliłam a poprawka ustnie, przy pieprzonej tablicy przed całą klasą. Wykułam się, umiałam wszystko ale NIGDY nie zapomnę tego stresu, babka od biologii potrafiła zabijać wzrokiem. W tej chwili bez problemu przywołuję wspomnienia jak waliło mi serce ze strachu, ręce mokre, drżące. To było chyba gorsze przeżycie niż matura ustna z języka obcego. Jedno pytanie, drugie, trzecie. Dostałam ta pierdoloną piątkę! Pamiętam, że usiadłam w ławce i chciało mi się płakać ze szczęścia.
Mam ten obraz dokładnie przed oczami, mama siedzi w pokoju w fotelu, ogląda telewizję, ja stoję w drzwiach i zaczynam opowiadać z bananem na buzi, że taki stres i że dostałam piątkę a mama na to:
‘A jedynkę z matematyki poprawiłaś?’
Już nie pamiętam ale w pierwszej chwili chyba nic nie odpowiedziałam, za to pamiętam, że po chwili jej wygarnęłam, pierwszy raz w życiu powiedziałam (raczej wykrzyczałam, zalewając się łzami- kurwa jak w filmie :|) jej co czuję i jak cholernie chujowe było to, że nie potrafiła się ucieszyć z tego mojego małego sukcesu, tylko jak zwykle wyskakuje z porażkami. Pamiętam, że zrobiło jej się głupio, chyba się nie spodziewała takiej reakcji. Ale wtedy nie miało to dla mnie znaczenia. Było mi strasznie przykro, tak bardzo, że zostało to w mojej głowie do dzisiaj. Nie mam żalu. Myślę, że nie zrobiła tego świadomie, specjalnie, nie chciała mi zrobić krzywdy, po prostu taka była, ale przez to ja mam teraz ze sobą problemy, myślę, że mam problem w poczuciem własnej wartości.

M. powiedział mi, że jestem samolubna, ma rację bo robię rzeczy, które innym mogą zrobić krzywdę. Co z tego, że mi przynoszą ulgę.
Powiedział mi, że jestem wredna, być może w żartach, nie wiem, nie zapytałam dlaczego to powiedział. Nie przypominam sobie sytuacji, w której byłabym dla Niego wredna, ale wiem że potrafię taka być.
Dlaczego o tym piszę? Bo denerwuje mnie to, że z tego wszystkiego o czym rozmawialiśmy, co On mówił do mnie i o mnie ja ciągle myślę tylko o tych złych rzeczach. Dlaczego nie potrafię się cieszyć tymi miłymi słowami, które od Niego usłyszałam? Wręcz nie wierzę w te komplementy, które mi mówił. Do tego jeszcze dochodzi sprawa braku zaufania po ostatnich przejściach z Ex…

Mam problem ze sobą, mam problem w głowie, który sprawia że jestem jak gąbka, która chłonie wszystko co złe i te złe rzeczy siedzą we mnie i karmią się tym myśleniem i jeszcze bardziej mnie to nakręca. A dobre rzeczy? Są, zauważam je, ale przelatują przeze mnie jak przez sitko, przelatują i lecą gdzieś dalej do ludzi, którzy umieją je zatrzymać, docenić i odwdzięczyć się. Ja nie umiem i nie wiem dlaczego. Pamiętam smsa od M. że On mi pisze tyle miłych rzeczy a ja nic. No właśnie!! A ja nic! I niech mi ktoś powie dlaczego? Tu mi się nasuwa tylko jedna, przerażająca mnie prawda: bo jestem jak moja matka.

To jest posrane. Mam to w środku, czuję przecież! To jest dokładnie odczuwalne, to ciepło w środku kiedy o kimś myślisz, to napięcie, które towarzyszy kiedy nie ma Go obok. Czemu potrafię to napisać tutaj a nie umiem powiedzieć Jemu?

Im bardziej jestem szczera tutaj, im więcej piszę i wyrzucam z siebie tym dokładniej widzę jak zajebiste problemy mam ze swoją głową. Nie ma co ściemniać… przerażające.

Tyle. Myślę, że to jest już mój przedostatni wpis.

7 komentarzy:

  1. zaskoczyłaś mnie. bardzo. nie stać mnie o tej porze na konstruktywny komentarz więc odezwę się jeszcze jak to sobie ułożę.Póki co będę czekać na dalszą część.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa jestem czym Cie zaskoczyłam Mary? Uczuciami? Czy szczegółami z wyjazdu? A może jeszcze czymś innym? Przetrawiaj spokojnie, układaj sobie i pisz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Yello. Nie odpisywałam wcześniej bo wypadł mi wyjazd do Wrocławia i dopiero wróciłam. Młyn, istny. Czym mnie zaskoczyłaś? Przede wszystkim sobą. I swoim życie. Tym, że dotąd jakieś skrywane obawy przekształciły się w uczucia, które można nazwać, tym że „ nie rozkładałaś wszystkiego na czynniki” podczas wyjazdu i tym co było po tzw. napisach końcowych (mam tu na myśli, czas po powrocie).
    I. Mówisz, że M. nie jest chujem ale prawdopodobnie go idealizujesz. A ja ci powiem, że on J.E.S.T. właśnie chujem! Aww! Znów mnie nosi i powiem ci, że po twoim wpisie straciłam do niego sympatię oraz szacunek. Po pierwsze jest chujem dlatego, że dał ci nadzieję, złudzenie, pozwolił sobie na słabość a przecież ma (jak to ujęłaś) mały dodatek w postaci dziewczyny. Takich facetów mam ochotę wybić! Oszukał was obie. Nic, ale to nic nie jest w stanie usprawiedliwić tego zachowania. Człowiek nie jest pierdoloną maszynką, ma uczucia! Nie wiem czy mężczyźni mają coś z mózgiem, że zapominają o tym. Po drugie J.E.S.T. CHUJEM dlatego, że znając ciebie, siebie nie uwierzę że nie brał pod uwagę takiego obrotu spraw, że na nic nie liczył. A mimo to chyba nic nie zrobił, nie zerwał z dziewczyną (a skoro nie był pewien powinien to zrobić) ani nie odmówił ci i nie powstrzymał się. Zabawił się uczuciami innych ludzi do czego nie miał prawa! Poza tym sama mówiłaś że oddałabyś mu wszystko i nie wierzę, ze on tego nie czuł, a skoro wiedział co czujesz, zwyczajnie cię wykorzystał. Po trzecie J.E.S.T. CHUJEM dlatego, że zachował się jak ostatni dupek zrywając natychmiast kontakt. Mówisz, ze to ty ostatnia pisałaś, dzwoniłaś, etc. On nie ma prawa pozbawiać cię prawa do poznania prawdy. A nawet nie powiedział ci (chyba nie powiedział?) wprost, ze z tego nic nie będzie tylko cały czas daje złudzenie. Poza tym jakim prawem wypomina ci wady, z twojego opisu wygląda to tak jakby chciał obarczyć cię połową SWOJEJ winy. Pewnie źle się z tym wszystkim czuję a najlepszą obroną jak wiadomo jest atak, dlatego usiłując wzbudzić w tobie poczucie winy (że niby byłaś wredna, analizowałaś) chcę ratować własny tyłek i w ten sposób obarczyć ciebie, że wam nie wyszło. Wkurza mnie to że cię znając, wiedział jaka jesteś (chyba zdążył cię na tyle poznać) więc po jaki czort teraz mówi takie rzeczy?!xD Dlatego właśnie jest pieprzonym chujem, dupkiem. Aww! Przepraszam, ale po prostu nie potrafię zrozumieć takich ludzi. Może go ratować jedynie fakt, ze jesteśmy jedynie słabymi, czującymi ludźmi a to TYLKO lub AŻ życie.

    OdpowiedzUsuń
  4. II. Twoja opowieść o szkole i matce, wiele wytłumaczyła, tzn. dzięki niej można lepiej zrozumieć twój charakter. Sama mam mamę które zawsze chciała ode mnie tylko więcej i więcej i nie potrafiła doceniać tego co doceniałam ja ale po mimo wszystko nie był tak wymagająca wiec nie mogę powiedzieć, ze wiem jak się czułaś. Jedynie potrafię to sobie wyobrazić. Wiem jednak że takie doświadczenia bardzo wpływają na młodego, dopiero kształtującego się człowieka i czasem potrafią załamać. Może to zabrzmi jak banał ( możesz mnie zbesztać) ale… w największym stopniu za to kim i JACY jesteśmy, odpowiadamy my sami. Wiem jak to jest wiedząc, że ma się jakieś negatywne cechy swoich rodziców, ale trzeba z tym walczyć aby nie zrazić do siebie tym wszystkich ludzi i by nie budować wokół siebie murów. Znów banał. A co do poczucia własnej wartości… to poważna sprawa, wymaga ciężkiej pracy by to zmienić. Pamiętaj jedynie, że ty sama najlepiej wiesz ile jesteś warta i choć inni mówią różne rzeczy, kieruj się sercem.
    III. Twój stan i nastawienie mnie niepokoją, nawet bardzo. Piszę to wyłącznie z czystej troski bo cię polubiłam i zależy mi abyś nie była zdołowana. Mówiłaś coś o depresji… myślę, że może powinnaś porozmawiać z jakimś psychologiem bo sami nie jesteśmy w stanie sobie pomóc. Mówisz że problem jest w twojej głowie czyli jest poważny. Masz o siebie walczyć! Rozumiesz?! To znów zabrzmi jak banał ale … nie możesz pozwolić by mężczyzna (chuj) zmarnował ci najlepsze lata życia!(mówię jak feministka :P) Nie wiem czy to jest ten jedyny, jak czujesz? Mówiłaś, że robi ci się ciepło w środku, ale czy to tylko zakochanie czy miłość? Pewnie powiesz co ja wiem o tym, bo rzeczywiście nie kochałam na tyle mocno jeszcze ale nawet jeśli to ten jedyny, nie możesz pozwolić sobie na życie w takim zawieszeniu. Działaj nawet jak brak ci siły, walcz o siebie, Pamiętaj, ze są ludzie dla których jesteś ważna i nie możesz odebrać im siebie tak po prostu. Póki masz życie musisz nim ŻYĆ a nie tylko egzystować.
    IV. Nie zamierzam mówić że wszystko będzie dobrze bo być może nie będzie, ale jeśli tylko dlatego, ze teraz jest fatalnie chcesz porzucić tego bloga, nie rób tego! Niee  Wiem jak to jest móc się wyżalić, sama prowadziłam kiedyś pamiętnik ale to co innego niż blog. Blog jest o tyle lepszy, ze pozwala dostrzec własne problemy ( tak jak mówiłaś) i pozwala na kontakt z innymi ludźmi. To naprawdę dużo daję, wiem to. Jeśli natomiast koniec wynika z wewnętrznych motywacji, nie mam prawa by się wtrącać, rozumiem.
    P.S. W ciężkich chwilach myślę sobie tak: Co by zrobił Jared? I zawsze jakoś mam uśmiech, w mojej głowie pojawia się natychmiast rozważny Jared mający masę za i przeciw, Shannon który każe mi iść na spontan oraz Tomislav, który jest troskliwy i wszystko odradza. Wtedy jakoś zawsze jest lepiej. Czego uczy nas Jared? Nie muszę ci go cytować bo dobrze wiesz. 

    Matko, ale się rozpisałam ale chyba powiedziałam wszystko. Strasznie mocno cię ściskam i gorąco przytulam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie zauważyłam że w rubryce o mnie dopisałaś, egoistka. Nie widziałam tego wcześniej. Myślę, że jesteś dobrą i małą egoistką jak już ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. yello. Ja wiem że czasem ludzie długo się nie odzywają bo mają masę spraw na głowie, ale ja wierzę że się odezwiesz ;) nie wiem czy powinnam się martwić? :/

    OdpowiedzUsuń